Polska ochrona zdrowia a wojna w Ukrainie – o tym rozmawialiśmy w trakcie drugiego dnia Europejskiego Kongresu Gospodarczego
Pytań związanych z wyzwaniami, jakie niesie napływ wojennych uchodźców do polskiego systemu zdrowia jest wiele. Nad przebiegiem dyskusji czuwał Piotr Wróbel, zastępca redaktora naczelnego magazynu Rynek Zdrowia, który wybrał te najważniejsze zagadnienia i moderował sesję.
Sytuację ukraińskich pacjentów nakreślił Waldemar Kraska, sekretarz stanu w Ministerstwie Zdrowia. Początkowo problemy zdrowotne uchodźców wojennych związane były przede wszystkim z trudami podróży i aklimatyzacją. Do szpitali trafiały osoby z hipotermią, skrajnym wyczerpaniem. Obecnie w polskich szpitalach i hospicjach przebywa około 2 tysięcy obywateli Ukrainy. Wraz z ustępowaniem tych przejściowych problemów zdrowotnych, liczba systematycznie spada. Pozostają głównie pacjenci z chorobami przewlekłymi oraz kobiety w zaawansowanej ciąży. Szczególną kategorią pacjentów są dzieci chorujących onkologicznie, których leczenie gwałtownie przerwała wojna.
Jak zapewnił minister Kraska, nie ma problemów z finansowaniem opieki dla ukraińskich pacjentów. Kierowane na ten cel środki nie pochodzą bezpośrednio ze składek, a z dodatkowych rezerw budżetowych. Istotne będzie także wsparcie Unii Europejskiej, które pozwoli odciążyć polski budżet. Szacuje się, że na milion uchodźców wydatki wynoszą około 300 mln zł miesięcznie.
Na pierwszej linii medycznego frontu znajdują się szpitale w miejscowościach przygranicznych. O organizacji tej formy pomocy opowiedziała dr n. o zdr. Barbara Stawarz, dyrektor naczelna Wojewódzkiego Szpitala im. Św. Ojca Pio w Przemyślu. Przez dwa miesiące przemyski szpital przyjął i leczył 800 pacjentów, z czego jedną trzecią stanowiły dzieci. W międzyczasie na świat przyszło 14 ukraińskich niemowląt. Pytana o największe wyzwania związane z opieką nad uchodźcami wojennymi, dyrektor Stawarz wskazuje na problemy komunikacyjne, które rozwiązuje zatrudnienie tłumaczy przysięgłych. Dlatego proponuje systemowe rozwiązanie organizacji tłumaczenia, aby odciążyć w ten sposób budżety szpitali.
Inną kwestią, która wymaga pilnego zaadresowania w sytuacji kryzysowej, jest dostosowanie prawa, w szczególności kwestii rozliczania świadczeń. Ten wątek rozwinął Tomasz Zieliński, wiceprezes Federacji Związków Pracodawców Ochrony Zdrowia Porozumienie Zielonogórskie. – Nawet przez chwilę nie przeszło nam przez myśl, że z powodów braków legislacyjnych nie będziemy pomagać – zapewnił. Jednak, aby świadczyć długofalową opiekę dla ukraińskich pacjentów, niezbędne będzie rozstrzygnięcie takich kwestii jak wpływ braku dokumentacji medycznej na refundację leków. Uchodźcy, którzy nie zawsze mieli czas i możliwość, aby zabrać ze sobą dokumenty w pośpiechu opuszczając swój dom, są w trudniejszej sytuacji. Jeśli nie mają historii choroby, potrzebny jest czas, aby obserwować takiego pacjenta i zalecić właściwą diagnostykę, a następnie potwierdzić dane schorzenie i zaordynować leczenie.
Tym, co budzi obawy opinii publicznej w związku z obecną sytuacją, jest również dostępność świadczeń zdrowotnych. Odniósł się do tego Artur Ciszewski, dyrektor Biura Zarządzania Siecią Własną PZU Zdrowie, który podkreślił, że wyłącznym kryterium dostępu do świadczeń są wskazania medyczne, a udzielana pomoc nie wpływa negatywnie na polskich pacjentów, również tych z prywatnymi pakietami. W sieci placówek PZU Zdrowie ponad 50 centrów medycznych ma podpisane kontrakty z NFZ i tam obywatele Ukrainy mogą bezpłatnie otrzymać pomoc, m.in. w Warszawie, Krakowie, Katowicach, Gdańsku. Oficjalnie operator medyczny udostępnił taką możliwość tydzień po wybuchu wojny, ale już wcześniej placówki udzielały pomocy, nie czekając na sformalizowanie sposobu rozliczeń. Warto wykorzystać także potencjał, jaki niesie telemedycyna. Od dwóch miesięcy lekarze PZU Zdrowie działają także na Teleplatformie Pierwszego Kontaktu Ministerstwa Zdrowia, która obsługuje pacjentów w języku polskim, ukraińskim i angielskim. To jeden z przykładów współdziałania systemu publicznego i prywatnego, która – jak zaznaczył dyrektor Ciszewski – jest jednym z powodów, dlaczego zdajemy test z pomocy Ukrainie.
Do kwestii fake-newsów w sieci nawiązał Bartłomiej Ł. Chmielowiec, Rzecznik Praw Pacjenta. – Narodowość nie jest przesłanką, decydują względy medyczne, stan zagrożenia życia i zdrowia. Do tej pory nie zaobserwowaliśmy zwiększonej liczby skarg polskich pacjentów na ograniczoną dostępność świadczeń zdrowotnych z powodu pomocy dla obywateli Ukrainy – podkreślił. Podsycane w internecie obawy porównał do działania ruchów antyszczepionkowych. Zdaniem Rzecznika, rozwiązaniem mogłaby być komórka w social media, która promowałaby wśród odbiorców tzw. evidence-based medicine. Poruszył również kwestię tłumaczenia, do którego placówki nie są prawnie zobowiązane, a które jest niezbędne do uzyskania zgody pacjenta na leczenie. W tej ekstraordynaryjnej sytuacji z pomocą ponownie przychodzą rozwiązania technologiczne, takie jak aplikacja translacyjna LikarPL, udostępniona przez Ministerstwo Zdrowia. Niezbędne formularze obsługowe w placówkach przygotowało Polskie Towarzystwo Medycyny Rodzinnej.
Kwestia językowa wybrzmiała też mocno w drugiej części dyskusji, dotyczącej zatrudniania kadr medycznych z Ukrainy. Uproszczony proces nostryfikacji, kursy języka, w tym słownictwa specjalistycznego, to niezbędne działania, które pomogą szybciej odnaleźć się ukraińskim medykom w polskiej ochronie zdrowia. Jak powiedział minister Kraska, w systemie pracuje już kilkuset lekarzy. Do tej kwestii odniósł się także przedstawiciel samorządu lekarskiego dr n. med. Jerzy Friediger, członek Prezydium Naczelnej Rady Lekarskiej, kierujący Szpitalem Specjalistycznym im. Stefana Żeromskiego SPOZ w Krakowie. Tożsamość kwalifikacji przed- i podyplomowych jest warunkiem niezbędnym do pracy na takich samych zasadach, jak polscy lekarze i pielęgniarki. Obecnie większość ukraińskich medyków pracuje w roli pomocniczej, w oczekiwaniu na formalne potwierdzenie prawa do wykonywania zawodu w Polsce. Według szacunków dyrektora Friedigera, w polskim systemie brakuje około 10 tysięcy lekarzy, dlatego po krótkiej ścieżce uzupełnienia kwalifikacji, ukraińscy medycy mogliby z powodzeniem pracować w polskich placówkach leczniczych. Kwestią otwartą pozostaje to, jak długo pozostaną w Polsce.
Doświadczeniami w zatrudnianiu lekarzy z Ukrainy w trybie szczególnym podzielił się Mariusz Wójtowicz, prezes zarządu Szpitala Miejskiego w Zabrzu, członek zarządu Polskiej Federacji Szpitali. Priorytetem jest bezpieczeństwo pacjenta. W zabrzańskiej placówce każdy medyk z Ukrainy otrzymuje opiekę swojego polskiego kolegi. Rolą mentora jest, z jednej strony, zapoznanie ze specyfiką działania polskiej administracji zdrowotnej, a z drugiej, zagwarantowanie utrzymania standardu opieki nad pacjentem, jaki obowiązuje w polskim systemie ochrony zdrowia.
Perspektywę ukraińską problemu naboru kadr przedstawił dr med. Jarosław Wieczorek, dyrektor Szpitala Ginekologiczno-Położniczy Łubinowa 3 w Katowicach, konsul honorowy Ukrainy w Katowicach. – Jeśli promujemy włączenie Ukrainy do Unii Europejskiej, a co za tym idzie swobodny przepływ pracowników, nie da się powstrzymać zjawisk, które są naturalnie regulowane przez ekonomię – stwierdził. Podkreślił jednak, że krytyczną umiejętnością jest znajomość języka na poziomie, który pozwoli nie tylko na swobodną komunikację z pacjentem, ale także wypełnianie dokumentacji medycznej. Obecnie najwięcej migrujących lekarzy pochodzi z Ukrainy wschodniej, a zatem w większości są to obywatele rosyjskojęzyczni. Działania, które mają na celu ułatwienie podejmowania pracy w Polsce są potrzebne, ale powinniśmy zdawać sobie sprawę, że pełne wdrożenie do polskiego systemu wymagać będzie czasu. Liczba lekarzy, jaka migrowała i tak nie jest proporcjonalna do populacji uchodźców. Jego zdaniem jednym z rozwiązań, które zaadresuje zwiększone potrzeby zdrowotne związane z napływem ukraińskich pacjentów, jest włączenie prywatnej służby zdrowia na większą skalę.
Dziękujemy uczestnikom za udział w debacie. Transmisja panelu została przetłumaczona na język angielski i ukraiński.